Duże złe wilki Big Bad Wolves. 2013 NR 1 godzina 46 minut. Przejdź na stronę filmu Kiedy premiera Duże złe wilki?. W bazie Upflix.pl film został po raz pierwszy zarejestrowany 2019-03-10
Nad filmem Duże złe wilki wisi coś, a raczej ktoś, kogo trzeba wymienić z nazwiska od razu, bo inaczej czytelnik będzie się stale rozpraszał w oczekiwaniu na moment, aż wspomni się tego kogoś, bez kogo nowy film Aharona Keshalesa i Navota Papushado zapewne nie zrobiłby tak oszałamiającej, światowej kariery. Quentin Tarantino, bo o nim mowa, ogłosił Big Bad Wolves filmem roku 2013. Czy trafnie? Trudno nazwać Wilki najlepszym obrazem ubiegłego roku, ale równie trudno jest nie zauważyć, że izraelscy reżyserzy inspirują się twórczością wyżej wymienionego protektora. Jak głosi stare porzekadło, najlepsza książka to taka, którą sam byś napisał. Właśnie dlatego nie dziwi mnie zachwyt twórcy Pulp Fiction nad filmem początkującego duetu. Duże złe wilki to po prostu coś, co Quentin Tarantino sam mógłby nakręcić. Gdzieś u progu swojej wielkiej kariery reżyser powiedział: „Przez jakiś czas nosiłem w głowie taki pomysł – film o napadzie, którego akcja nie dzieje się podczas napadu, ale po napadzie”. Powstały Wściekłe psy, a Tarantino zyskał przychylność widowni. Na podobnym pomyśle opierają się Duże złe wilki. Film skupia się na tym, co dzieje się już po fakcie. Fabularny punkt ciężkości z samej zbrodni zostaje przeniesiony na osobę zbrodniarza. W szablonowym obrazie tego rodzaju mielibyśmy do czynienia z działaniami, mającymi na celu schwytanie „wilka”. Tutaj znamy głównego podejrzanego od samego początku. Nie jest on żadnym przebiegłym złoczyńcą, zawsze krok przed policją, ale spokojnym nauczycielem w miejscowej podstawówce. Cały dowcip polega na tym, że fabuła to jeden wielki lincz na podejrzanym, w sytuacji gdy ani widzowie, ani oprawcy nie mogą być pewni w stu procentach winy Drora (świetny Rotem Keinan). Dowody są nikłe, choć dla ojca brutalnie zgwałconej i zamordowanej dziewczynki wystarczające. Podobny sąd nad podejrzanym znajdziemy w debiucie Quentina Tarantino. Dowody na winę pana Orange są przecież tak samo nieprzekonujące. Keshales i Papushado potrafią widza uwieść i korzystają w tym celu z całej gamy filmowych środków – począwszy od fantastycznych i błyskotliwych dialogów, poprzez grobową, wytwarzającą ciężki klimat muzykę, świetne zdjęcia i kompozycje kadrów, a skończywszy na afrodyzjaku najsilniejszym, współczesnego widza przyciągającym niezawodnie – soczystej przemocy. Brutalność i naturalizm nam powszednieją. Mało co rusza nas dzisiaj na sali kinowej, a twórcy horrorów muszą się nieźle namęczyć i nagłówkować, żeby tryskająca z ekranu limfa nie spłynęła po nas jak po kaczkach. Z wielkim zdumieniem kątem oka obserwowałem wijących się w ciemnościach widzów, gdy bezradny Dror tracił kolejne paznokcie. Byłem w szoku, że w dzisiejszych czasach – w erze przeróżnych Hosteli i Pił, można jeszcze zmusić widza do wicia się w fotelu. Pogratulować trzeba twórcom Dużych złych wilków maestrii w posługiwaniu się kamerą. Zapadają w pamięć złowieszcze ujęcia, w których podążamy za bohaterem. Widzimy tył jego głowy – patrzymy z perspektywy drapieżnika, którym jest chyba każdy z obsadowych wilków. Uwagę przyciąga już pierwsza sekwencja w zwolnionym tempie – podczas zabawy w chowanego, znika dziewczynka. Big Bad Wolves jest przede wszystkim świetnie napisane i zagrane. Szalenie ciekawa jest baśniowa poetyka, do której twórcy nieustannie nawiązują. Jest taka scena, w której ojciec zamordowanej dziewczynki – Gidi (kapitalny Tzahi Grad) – czyta przywiązanemu do fotela nauczycielowi policyjne akta. „Tę bajkę napisała izraelska policja…” – zaczyna – „…Jak w każdej bajce, bohaterem jest zły wilk. Jak w każdej bajce, nasz wilk też lubił zaskakiwać dziewczynki, ale bydlak chciał więcej. Swoją drogą, tym wilkiem jesteś ty…”. Mamy wilka, mamy dziewczynkę, mamy nawet myśliwego ze strzelbą na plecach. Wszystko to składa się na coś w rodzaju reinterpretacji bajki o Czerwonym Kapturku, w nieocenzurowanej wersji dla dorosłych. Jak zawsze chodzi o to, żeby dopaść wilka… Postacie są wielkim plusem filmu Keshalesa i Papushado. Rotem Keinan doskonale wcielił się w rolę podejrzanego o pedofilię nauczyciela. Jest przekonujący, dlatego do samego końca nie wiemy, komu kibicować – oprawcom, czy ofierze. Mimo swojej opłakanej sytuacji zachowuje zimną krew i próbuje przekonać swoich katów, że nie jest osobą, której szukają. Gidi, w brawurowej interpretacji Tzahi Grada, nie wierzy w ani jedno słowo Drora i jest zdeterminowany, by zakatować go na śmierć. Postać Gidiego jest typem twardziela, który przed niczym się nie cofa i w pełni akceptuje konsekwencje wszystkich swoich decyzji, a przy tym sprawuje władzę absolutną nad całą sytuacją. Świetna kreacja, która odciśnie się w pamięci każdego widza. Jest jeszcze gwiazda poprzedniego filmu Keshalesa i Papushado – Lior Ashkenazi, wcielający się w postać zdegradowanego policjanta, którego jedyną szansą rehabilitacji jest wyciągnięcie prawdy z Drora. Na osobne słowa uznania zasługuje Dvir Benedek – z drugiego planu kradnący każdą scenę, w której się pojawi. Benedek gra szefa izraelskiej policji – Tsvikę – łysego, grubego skurczysyna o spokojnym usposobieniu. Film opiera się na czarnym humorze, najczęściej wynikającym z kontrastu. Policjant Miki na dywaniku przed Tsviką i jego synkiem (bo jest dzień zabierania dzieci do pracy), matka dzwoniąca do Gidiego w trakcie tortur, pieczenie ciasta w przerwach między jednym a drugim paznokciem – wszystko to sprawia, że film szokuje, a jednocześnie nie jest tak ciężkostrawny, jak mogłoby się wydawać. Humor świetnie spełnia swoją rolę, niwelując ciężkie tony Dużych złych wilków. Biorąc pod uwagę pierwszy film izraelskiego duetu – Kalevet – składający hołd kinu klasy B (podobnie jak Wilki), cechujący się czarnym humorem i zaskakującymi zwrotami akcji, a także szalenie ciekawymi postaciami, można zaryzykować stwierdzenie, że działają w Izraelu następcy Quentina Tarantino. „Jesteś pieprzonym złodziejem, plagiatorem” – powiedział kiedyś Sam Fuller do Jean-Luca Godarda. „W Ameryce plagiat. We Francji hommage” – odpowiedział francuski reżyser. Jak jest w Izraelu? Czas pokaże, a tymczasem… Polecam Duże złe wilki.
Opis. "Ridley Jones: Strażniczka muzeum" to najnowszy serial Netflix dla przedszkolaków, o sześcioletniej Ridley Jones, która razem z mamą i babcią pilnuje muzeum nazywanego przez siebie domem. Dbanie o bezpieczeństwo wystaw wymaga wielkiej odwagi, bo gdy tylko zgasną światła, eksponaty, takie jak egipskie mumie czy dzikie słonie

Hitchcockowski thriller, który Tarantino okrzyknął jednym z najlepszych filmów roku. Tę bajkę napisała izraelska policja. Pewnym spokojnym miasteczkiem wstrząsa seria okrutnych morderstw. Podejrzenie pada na nieśmiałego nauczyciela, jednak ciężko znaleźć przeciw niemu wystarczające dowody. Jeden z policjantów decyduje się samemu wymierzyć sprawiedliwość. Jego plan nie jest skomplikowany… oko za oko, głowa za głowę, śmierć za śmierć. Nieoczekiwanie powstrzymuje go ojciec jednej z ofiar. Ogarnięty żądzą zemsty, ma własny plan. Nagle jednak przestaje być jasne, kto w tej sprawie jest mordercą, kto ofiarą, a kto mścicielem. W tym filmie nic nie jest oczywiste. Reżyser nieustająco wytrąca z transu zahipnotyzowanego przebiegiem akcji widza. To analiza ludzkiej duszy, w której drzemią pokłady zła. W świecie jak z baśni braci Grimm nie ma miejsca na litość.

Duże złe wilki; Zaloguj się Jeden film za 7 zł Duże złe wilki. 7. Dostęp na 1,5 dnia . Duże złe wilki. KUP. Duże złe wilki . 2013 | ISR | 105 min

7 mar 14 09:26 Ten tekst przeczytasz w 2 minuty "Duże złe wilki" Aharona Keshalesa i Navota Papushado to film, których jednych zniesmaczy, a innych zachwyci. Dlatego przed zakupem biletu do kina warto być świadomym tego, co tak naprawdę oferuje ten zabarwiony czarnym humorem i obrazową przemocą izraelski thriller. Foto: Materiały prasowe "Duże złe wilki" - kadr z filmu Prawda jest taka, że gdyby nie pochwała ze strony Quentina Tarantino, który nazwał "Duże złe wilki" najlepszym filmem 2013 roku, obraz Aharona Keshalesa i Navota Papushado nie miałby szans zaistnieć na szerszą skalę. Produkcja ta nie posiada bowiem zbyt wielu elementów, które wyróżniłyby ją znacznie spośród tworzonej każdego roku masy solidnej filmowej przeciętności. Opowieść o brutalnej zemście na człowieku podejrzanym o bycie pedofilem i mordercą jest z jednej strony zbyt ironiczna i lekka, aby skłonić do poważnych refleksji nad mrokami ludzkiej natury, z drugiej jednak czarny humor i komizm sytuacyjny nie są w stanie do końca zrównoważyć mocniejszych scen filmu, w efekcie czego "Duże złe wilki" zbliżają się w kilku momentach niebezpiecznie do granicy kina exploitation. Tarantino to jednak Tarantino, jego nazwisko pomogłoby wypromować nawet dokument o tańcu godowym świstaków, więc izraelski thriller stał się jednym z tych filmów, które trzeba zobaczyć. I trafił do gustu wielu widzów, w szczególności tych lubujących się w B-klasowym kinie zemsty oraz atrakcyjnej postmodernistycznej zabawie. Entuzjastyczna opinia amerykańskiego reżysera nie wzięła się znikąd, bowiem w "Dużych złych wilkach" pełno elementów, które Tarantino ceni sobie w kinie – obrazowa przemoc (łamanie palców, wyrywanie paznokci), ironiczny humor (w trakcie torturowania podejrzanego dzwoni matka torturującego, po czym ruga syna za oschłość), absurdalne dialogi o wszystkim i o niczym (zgodnie z tytułem, w filmie pojawia się sporo nawiązań do baśni braci Grimm), mocne postaci biorące sprawy we własne ręce (ojciec zamordowanej dziewczynki pragnie zemsty), manipulacja formą (klimatyczne zdjęcia Giory Bejacha służą wodzeniu widza za nos), zabawa konwencją (film przechodzi płynnie z kryminału w czarną komedię, z thrillera w dramat) itd. Jednak widzowie, którzy nie są zagorzałymi fanami stylu preferowanego przez Tarantino, nie znajdą w „Dużych złych wilkach” wiele więcej, gdyż film Keshalesa i Papushado rzadko kiedy sięga pod atrakcyjną powierzchnię opowiadanej historii. Katalizatorem wszystkich wydarzeń, pościgów, tortur i zwrotów akcji jest bestialski mord na małej dziewczynce, ale w pewnym momencie zaczyna on mieć dla opowieści znaczenie jedynie symboliczne, bowiem duet izraelskich twórców jest zainteresowany przede wszystkim wciągnięciem widza w grę nawiązań, zapożyczeń oraz zabawy każdym możliwym elementem narracji i fabuły. Poza prologiem i finałem "Duże złe wilki" posiadają podobny ciężar emocjonalny co "72 godziny" McG. Keshales i Papushado za bardzo zachłysnęli się swoimi umiejętnościami filmowej stylizacji (kino Tarantino nie jest jedynym zauważalnym na ekranie tropem fabularnym) i zapomnieli o wypracowaniu sobie własnych reżyserskich osobowości. Ich jedyną prawdziwie oryginalną koncepcją jest nieustanne parafrazowanie baśni o Jasiu, Małgosi i złym wilku (co jest dość intrygujące, bo w pewnym momencie widz musi zacząć zgadywać, kto jest w tym scenariuszu wilkiem, i czy jest to tylko jedna osoba), ale to raczej tylko kolejny element ich zabawy z kinem i widzem. Cała reszta jest solidną i zręczną imitacją, aczkolwiek pozbawioną polotu, dzięki któremu Tarantino stał się idolem dziesiątków naśladowców z całego świata, a także opowieścią tak ironiczną i dystansującą się od jakiejkolwiek powagi, że wypraną z autentycznych emocji, które mogłyby pomóc filmowi wznieść się na wyższy poziom. Nie jest to kopia nieudolna, bo w "Dużych złych wilkach" znalazło się sporo ciekawych i dobrze pomyślanych scen, a główni wykonawcy dają chwilami prawdziwy popis gry aktorskiej, jednakże w ostatecznym rozrachunku po prostu zbyt przeciętna, by zapisać się na dłużej – nie tyle w annałach kina, ale nawet w ramach jednego sezonu filmowego. Produkcja ta z pewnością podzieli publiczność, natomiast widzom świadomie oczekującym konkretnego typu atrakcji "Duże złe wilki" taką właśnie rozrywkę dostarczą. Data utworzenia: 7 marca 2014 09:26 To również Cię zainteresuje Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Znajdziecie je tutaj. Duże złe wilki. Big Bad Wolves. 2013. 6,8 12 700 ocen. To był jego dom. A przez cały film myślałem, że to jednak nie on. Sprawnie to nakręcili.
Nakręcony w 2013 roku izraelski thriller sensacyjny „Duże złe wilki” zyskał spore uznanie krytyki, a Quentin Tarantino wymienił go w gronie najlepszych filmów roku. Dziesięć lat później widzowie będą mogli zobaczyć hiszpańskojęzyczną wersję tej produkcji. W sieci zadebiutował właśnie zwiastun tego remake’u, który nosi tytuł „Lobo Feroz” („Dzikie wilki
Detective Dee: The Four Heavenly Kings: Directed by Hark Tsui. With Carina Lau, Mark Chao, Kenny Lin, Sichun Ma. Detective Dee is forced to defend himself against the accusations of Empress Wu while investigating a crime spree. qpF0H.
  • k1zcoxekzv.pages.dev/331
  • k1zcoxekzv.pages.dev/146
  • k1zcoxekzv.pages.dev/64
  • k1zcoxekzv.pages.dev/250
  • k1zcoxekzv.pages.dev/2
  • k1zcoxekzv.pages.dev/238
  • k1zcoxekzv.pages.dev/342
  • k1zcoxekzv.pages.dev/53
  • k1zcoxekzv.pages.dev/94
  • duże złe wilki cały film